Słowa to za mało, żeby opisać to co dzieje się na nowym albumie Yasmin Levy “Sentir”. Prawdziwa burza emocji, mieszanina kultury żydów sefardyjskich z andaluzyjskimi korzeniami artystki, a to wszystko doprawione tajemniczo i nieco mrocznie brzmiącym niemal nieużywanym już dziś językiem Ladino. “Sentir”, czyli uczucia, bo tak należy tłumaczyć ten tytuł jest niesłychanie trafnym określeniem, gdyż uczuć tych nie brak z obu stron, zarówno artystki jak i słuchacza.
Yasmin, trzema poprzednimi albumami zdążyła już przyzwyczaić swoich wyznawców, do których i ja się zaliczam, że nie w głowie jej wycieczki w stronę muzyki ładnej i przyjemnej, która nie będzie długo zalegać na sklepowych półkach. Wręcz przeciwnie, chętnie zapomina o nowoczesności i wszystkich jej dobrodziejstwach, chwytając za akustyczne instrumenty, zapominając o popularnych nurtach oraz sięgając jak najdalej się da do swoich korzeni. W rezultacie tego ofiaruje nam niesłychanie osobistą, pełną prawdy, uniesień i emocji muzykę, która zostawia ślad na duszy każdego, kto kiedykolwiek się z nią zetknął. Jej nowe kompozycje zaprezentowane na “Sentir” mienią się różnymi kolorami, raz to ognistego flamenco, innym razem tradycji sefardyjskiej by ostatecznie sięgnąć także i po jazz. Wszystko to przeplata się i łączy jak w najdoskonalszym, misternie wykonanym kalejdoskopie. To co urzeka za każdym razem gdy słyszę Yasmin, to jej pełen dramaturgi i tęsknoty głos, porażający po stokroć bardziej niż całe zastępy portugalskich pieśniarzy fado. Swoim głosem potrafi dotrzeć w najczulsze miejsca, co udowadnia niejednokrotnie, ale najpiękniej w cohenowskim “Hallelujah” przy którym łzy aż cisną się do oczu. Czasem wydaje się to niesprawiedliwe, że Bóg obdarował ją tyloma dobrami jak uroda, talent i niesłychana wrażliwość. Jednak gdy słucham tej płyty po raz kolejny i kolejny jestem mu wdzięczny za taką niesprawiedliwość. “Sentir” to poważny kandydat do mojej płyty roku. Ocena 10/10
Czekolada...
11 godzin temu
0 komentarze:
Prześlij komentarz