trwa inicjalizacja, prosze czekac...kolczyki naszyjniki

Płyty 2010/ Pierwsze półrocze

Kilka dni temu uświadomiłem sobie, że właśnie mija pierwsze półrocze 2010 roku, a ja mam kompletny bałagan w głowie dotyczący  wydanych dotychczas albumów. Kilka nazwisk i tytułów , lecz niepołączonych w jakiś sensowny zestaw. Być może to przedwczesny alarm, ale dla własnego spokoju wewnętrznego postanowiłem  uporządkować wysłuchane dźwięki i stworzyć niezobowiązujące zestawienie interesujących płyt wydanych przez  minione sześć miesięcy.

Joe Bonamassa "Black Rock"

Okazuje się, że wartościowe nuty po raz kolejny wypłynęły spod rąk cenionych gitarzystów z wieloletnim stażem. Nagrana w Grecji płyta "Black Rock" Joe Bonamassy to prawdziwa "śródziemnomorska perła".  Nowa muzyka artysty momentami  przenosi nas myślami na greckie plaże, lecz nawet na chwile  nie pozostaje na drugim planie i nie pozwala o sobie zapomnieć. Oprócz bardziej lirycznych kompozycji doprawionych  lokalnym kolorytem Bonamassa  przypomina, że nadal  potrafi powalić  mięsistym i riffowym graniem.  Ten wciąż młody gitarzysta już wiele lat temu uzyskał miano wirtuoza, a kolejnymi płytami udowadnia, że droga do panteonu gwiazd muzyki bluesowe jest już bliska końca.


Dominic Miller "November"

Wybitny muzyk sesyjny, oraz wieloletni współpracownik Stinga wydał kolejny album, który dla wielu mógł okazać się sporym zaskoczeniem. Mistrz nastroju i wyrafinowania dotychczas kojarzony głównie z brzmieniem gitary z nylonowymi strunami, postanowił pokazać swoje drugie oblicze. Tutaj potężne rockowe riffy mieszają się z fusion oraz new age, a wszystko to wykonane jest w perfekcyjny sposób za sprawą samego lidera jak i zaproszonych równie wielkich gości (m.in Mike King, Jason Rebello, Yaron Herman). Mimo zamiany stylu, Miller nadal w podobny sposób jak dotychczas pojmuje muzykę, a jak sam mówi zmienił jedynie narzędzie na którym ją wykonuje.


Scott McKeon "Trouble"

Kolejna świetna gitarowa płyta z okolica bluesa to "Trouble" Scotta McKeona. To doskonała rzecz dla wyznawców Hendrixa i Stevego Ray Vaughana, od których ten młody artysta czerpie pełnymi garściami. Nie ma w tym jednak nic złego, bo choć taki  styl gry dobrze jest  nam znany to kompozycje na tym albumie mogą być już zaskoczeniem. Scott wędruje pomiędzy riffowym graniem, liryczną ballada w stylu Johna Mayera  oraz brudnym psychodelicznym rockiem. Oto wyrasta kolejny doskonały gitarzysta oraz wokalista. Nie mylić ze śpiewającym gitarzystą!





Herbie Hancock "The Imagine Project"

Herbie Hancock i jego wyśniony projekt okazał się być bardzo odważnym przedsięwzięciem. Próba przearanżowania tzw. nietykalnych utworów jak np "Imagine" Lenona czy "Don't Give up" Petera Gabriela na jazz z elementami muzyki świata, okazała się jednak ciekawa i nierażąca dla słuchającego. Album ten lśni od ilości  gwiazd, które wzięły udział w jego nagraniu. To prawda, że muzyka łączy pokolenia, bo tu obok Wayna Shortera i Jeffa Becka odnajdziemy np. Pink oraz Seala. Bardzo podoba mi się taka  otwartość  Hancocka. To pewnego rodzaju symbioza, Hancock dzięki młodym artystom potrafi zabrzmieć bardzo współcześnie, a w zamian daje  najwyższą z możliwych rekomendacje.  Album ten podobnie jak nagrany w podobnej konwencji "wspólnego muzykowania" "Possibilites"  jest uwiecznieniem doskonałej atmosfery  i radości z wykonywania muzyki jaka panowała podczas pracy w studio. To płyta nagrana bez jakiejkolwiek presji, cudownie szczera i prawdziwa.


Nikki Yanofsky "Nikki"

Młoda dama światowego jazzu na debiutanckim albumie udowadnia, że świetnie odnajduje się nie tylko w jazzowych standardach, ale także w jazz popowej i soulowej  stylistyce.  Na tle dobrze dobranych  kompozycji prezentuje nam szczyty jazzowej wokalistyki oraz swoją  niesztampową muzyczną wrażliwość. To z pewnością jeden z najważniejszych debiutów tego roku. 

"Muzyka to inny wymiar w którym czujemy się najlepiej"

Zapraszam do przeczytania wywiadu z zespołem Ambulans, zwycięzcą prestiżowego festiwalu Vena Music który przeprowadziłem dla serwisu internetowego NetFan.pl. Wywiad zatytułowany "Muzyka to inny wymiar w którym czujemy się najlepiej" znajdziecie na stronach serwisu lub bezpośrednio pod tym linkiem Wywiad Ambulans









fot. MUSIC ZONE/ W.FRANKO

Mania coverowania

Zwyczaj coverowania utworów to nic nowego. W muzycznym biznesie na każdym kroku spotykamy coraz to nowsze wersje dobrze znanych nam już przebojów. Niestety najczęściej każda kolejna "kopia" jest powieleniem oryginału który i tak zawsze pozostanie niedościgniony. Jednak mimo to w moim odczuciu
coverowanie znanych nam kompozycji ma sens pod warunkiem, że artysta nie będzie miał na celu zdobycia popularności kosztem cenionego autora dawnego hitu. Mam na myśli sytuacje kiedy obie strony chcą wynieść z takiego spotkania coś dla siebie. Jeżeli więc coverować, to tak aby dać utworowi drugie życie lub pokazać jego zupełnie inną, nieznaną dotąd twarz. Poniżej kilka moim zdaniem udanych prób podjęcia wyzwania. Zaprezentowane utwory zyskały zupełnie nowe oblicze, gdyż wykonujący je artyści przetworzyli je na nowo przez swoją wrażliwość i sposób pojmowania muzyki.

Oto pierwszy i najbardziej spektakularny ze znanych mi coverów. Katalońska grupa Ojos de Brujo, jeden z najważniejszych przedstawicieli nurtu flamenco nuevo w genialny sposób przearanżowało utwór Boba Marleya "Get up Stand Up". Perfekcja i ogromna wrażliwość muzyków w połączeniu z katalońskim pulsem i odrobiną muzyki latino tworzy efektowny stylistyczny mariaż. Zapewniam, że potężna dawka pozytywnej energii jaką serwują nam artyści udzieli się każdemu nawet w najbardziej pochmurny i szary dzień.



Yaron Herman to pianista jazzowy izraelskiego pochodzenia. Wybór utworu który postanowił coverować dla wielu może być zdumiewający. "Toxic" z repertuaru Britney Spears tym razem zabrzmiał jednak jak rasowa jazzowa kompozycja. Faktem jest, że duża w tym zasługa samego Yarona, który pokusił sięo lekką reharmonizację utworu, przenosząc tym samym tę słodkawą pioseneczkę w wyższy muzyczny wymiar. Do tego genialna, czujna sekcja rytmiczna oraz godne wszelkich pochwał improwizowane fortepianowe solo  lidera.


Cohenowski przebój "Hallelujah" jeszcze nigdy nie zabrzmiał tak tajemniczo i przejmująco. Wokalna ornamentyka Yasmin, etniczne instrumentarium oraz flamenco przeplatające się z jazzem sprawiają, że ten cover posiada pokaźny ładunek emocji. Już od pierwszych taktów Yasmin sprawia, że po ciele słuchacza przechodzą dreszcze, które nie ustają jeszcze długo po ostatnich dźwiękach kompozycji.


Na koniec podrzucę jeszcze taki oto drobiazg, który potrafi jednak sprawić, że niejedna łza w oku się zakręci. Najsłynniejszy operowy boysband czyli Il Divo, kiedy bierze się za coverowanie słynnych przebojów wiadomym jest, że osiągną emocjonalne szczyty. Być może od strony wizualnej jest w tym sporo kiczu i "malowani'"chłopcy nie każdemu przypadną do gustu, jednak zawsze kiedy słyszę ten kulminacyjny moment wiem, że przychodzi mi obcować z najczystszym pięknym.