trwa inicjalizacja, prosze czekac...kolczyki naszyjniki

Dotrzeć do wrażliwości ludzi...

Zapraszam do przeczytania wywiadu z Piotrem Woźniakiem , który przeprowadziłem dla serwisu internetowego Netfan.pl. Wywiad zatytułowany "Staram się dotrzeć do wrażliwości ludzi, ich potrzeby piękna, próbuję ich wzruszyć..." znajdziecie na stronach serwisu lub bezpośrednio pod tym linkiem Wywiad 


fot. MJM Music

"Muzyka rockowa istnieje i ma się dobrze..."

Zapraszam do przeczytania wywiadu z zespołem Roan , który przeprowadziłem dla serwisu internetowego Netfan.pl. Wywiad zatytułowany "Muzyka rockowa istnieje i ma się dobrze..." znajdziecie na stronach serwisu lub bezpośrednio pod tym linkiem wywiad Roan







fot. Lemon Records 

Nowa generacja muzyki...

Zapraszam do przeczytania wywiadu z debiutującym na polskiej scenie zespołem LOV, który przeprowadziłem dla serwisu internetowego Netfan.pl. Wywiad zatytułowany "Nowa generacja muzyki..." znajdziecie na stronach serwisu lub bezpośrednio pod tym linkiem wywiad LOV




fot. Rafał Masłow QL Music

Strachy na Lachy - Dodekafonia

“Dodekafonia” czyli najnowszy album grupy Strachy na Lachy, jest atrakcyjny już od samego początku. Samo otwieranie tego niezwykle pięknie wydanego produktu, sprawiło mi sporo przyjemności. Po euforii wywołanej zaserwowanymi atrakcjami wizualnymi przyszła pora na ocenę właściwej zawartości. Płyta już od samego początku brzmi interesująco. Otwierająca ją ballada “Chory na wszystko” daje słuchaczowi wyraźny znak, że dobry poziom z poprzednich płyt został co najmniej utrzymany. “Twoje oczy lubią mnie” z gościnnym udziałem głosu żeńskiego Natalii Fiedorczuk, od razu uwodzą chwytliwym i rytmicznym refrenem, który jest kwintesencją stylu grupy. Sporym zaskoczeniem okazuje się utwór “Ostatki- nie widzisz stawki”, mój faworyt na płycie. Dynamiczna sekcja rytmiczna podparta elektronicznym loopem oraz funkowa gitara tworzą zupełnie świeże i elektryzujące brzmienie. “Cafe Sztok” to kolejna ciekawa kompozycja będąca ucieczką stylistyczną od głównego nurtu w którym utrzymany jest album. Bardzo melancholijna ballada z knajpianym fortepianem i repetycyjnym motywem gitary to udana próba zmierzenia się z odmienną materią muzyczną. Najbardziej wyróżniającą się kompozycją jest z pewnością ”Żyję w kraju”, swoisty protest song w którym Grabaż nie szczędzi słów ludziom i wydarzeniom o których czytamy każdego dnia na łamach prasy. Bardzo trafne ujęcie polskiej rzeczywistości w ostrych, lecz najwłaściwszych z możliwych słowach postronnego obserwatora dnia codziennego. 

Słuchając wybranych utworów z nowego albumu śmiało można stwierdzić, że Strachy to zespół poszukujący i to w dodatku z pełną świadomością celu tych poszukiwań. To co warte podkreślenie to fakt, że grupa już od kilu płyt stworzyła sobie swoje brzmienie zapewniające im rozpoznawalność. Tym bardziej artystom należą się brawa za odwagę i próby wyjścia poza dotychczasową formę. “Dodekafonia” nie jest rzecz jasna zupełną zmianą frontu, lecz raczej spojrzeniem na sytuację z innego punktu widzenia. W rezultacie tego otrzymujemy świetne utwory jak wspomniane “Ostatki-nie widzisz stawki”, czy “Radio Dalmacija” Album broni się nie tylko muzycznie lecz również tekstowo. Opowieści Grabaża są boleśnie szczere i skłaniają do głębokich przemyśleń. Mnóstwo w nich rozmaitych wizji śmierci, upadku świata wartości, gorzkich słów skierowanych do współczesnego człowieka. Reasumując- wszechobecny dekadentyzm. 

“Dodekafonia” nie wiele ma wspólnego z właściwym rozumieniem tego terminu muzycznego. Wręcz przeciwnie, wszystko zostało tu dokładnie przemyślane, a w rezultacie tego zagrane i zaśpiewane. Mam wrażenie, że piosenki znajdujące się na tym albumie są o wiele bardziej dojrzałe i dokładniej wykonane niż ta na wcześniejszych płytach, a to objaw muzycznej dojrzałości. Ocena 7/10

John Pizzarelli "Dear Mr.Sinatra"

To co odróżnia Johna Pizzarelliego od większości współczesnych artystów to absolutny brak poczucia mijającego czasu oraz kolejnych epok. Dowodem na to jest szereg wydanych przez niego płyt, głęboko zakorzenionych w tradycjach swingu oraz ery big bandów. Podobnie jest w przypadku "Dear Mr.Sinatra" , która tak jak jego wcześniejsze albumy  "Dear Mr. Cole" oraz "P.S. Mr. Cole" są hołdem jaki artysta chce złożyć najwybitniejszym i najbardziej charyzmatycznym postacią w historii jazzu.

Tym razem Pizzarelli zamienił swoje trio, na skład z którym  często widywany był sam Sinatra, czyli big band w tej roli  The Clayton-Hamilton Orchestra. Aranżacje autorstwa Johna Claytona być może nie zawsze zaskakują i czasem mam wrażenie, że bywają za bardzo zachowawcze i brak im ostatecznego uderzenia dęciaków w kulminacyjnych momentach. Jednak Clayton od samego początku wie co robi,  w wyniku  czego następuje  interakcja między artystą i towarzyszącym mu zespołem, bez  dominacji żadnej ze stron. Jest więc miejsce na swingowy puls big bandu, popisy solistów  jak i na scat Johna oraz jakże charakterystyczną dla niego siedmiostrunową gitarę sygnowaną jego nazwiskiem.

To co już na początku wystawia tej płycie pozytywne świadectwo to wybór utworów , który jest niemal bezbłędny. Otwierający album "Ring-A-Ding-Ding" jest popisem The Clayton-Hamilton Orchestra, której muzycy w magiczny  sposób przenoszą nas w czasy epoki swingu.  Dalej jest nieco bardziej lirycznie, Pizzarelli czaruje słuchaczy swoim charakterystycznym ciepłym tembrem głosu w kompozycjach "You Make My Feel So Young" czy "If I Had You", gdzie delikatnie wtóruje mu sekcja smyczków oraz  instrumentów dętych drewnianych.  W kolejnych swingowych kompozycji "How About You" oraz   "Yes Sir That's My Baby" John przypomina nam o tym, że przede wszystkim jest jednym z najlepszych współczesnych jazzowych gitarzystów, który przez lata wykształtował  swoje brzmienie mające w sobie ten element geniuszu wyczuwalny u takich mistrzów  jak Django Reinhardt czy Wes Montgomery.

Reasumując cieszy to, że brak na tym albumie ogranych standardów jak "New York New York" czy też "My Way", zaś  z lektur obowiązkowych Pizzarelii w udany sposób przypomina jedynie "I've Got You Under My Skin". Słuchając albumu "Dr.Mr Sinatra" mam wrażenie, że stary, dobry Frank chętnie usiadłyby w rogu zadymionej knajpki gdzieś w Nowym Jorku i popijając szklaneczkę whisky zasłuchał się w to jak jego ukochane utwory interpretuje John Pizzarelli. Ocena 8/10