trwa inicjalizacja, prosze czekac...kolczyki naszyjniki

Płyta tygodnia The Bad Plus- "Never Stop"

Niewielu jest artystów na współczesnej scenie jazzowej, którzy od lat kroczą wybraną przez siebie drogą bez cienia komercji. The Bad Plus to grupa która idealnie odpowiada powyższemu rysopisowi. na najnowszym albumie prezentują dziesięć, tym razem autorskich kompozycji udowadniając, że nadal nie znudziła się im wędrówka na przełaj i wciąż  potrafią dać niezłego energetycznego kopniaka. 

Tytułowa kompozycja "Never Stop" wchodzi w krew i uzależnia jak narkotyk. Ten prosty formalnie i harmonicznie utwór  brzmi tak, że naprawdę mógłby się nigdy nie kończyć. Oszczędna gra całego tria udowadnia, że panowie czerpią wielką przyjemność z muzyki i w zasadzie bawią się dźwiękami. Utwór "Never Stop" okazał się być przystawką przed daniem głównym, a w menu czekała dawka solidnego jazzu, zaserwowanego przez niezawodne  trio Iverson, Anderson, King. W kompozycji "You are" na pierwszy plan wysuwa się pianista Ethan Iverson racząc nas cudownymi harmoniami oraz motywami  granymi w dole unisono z kontrabasem. Tak na marginesie to właśnie kontrabasista Reid Anderson jest autorem tej kompozycji. Wszystko to jest jednak tylko wstępem do  niesłychanie patetycznej cody utworu, która  zagrana adlibitum niesie ze sobą tak olbrzymi  ładunek emocji, że z każdym kolejnym dźwiękiem oczekuje eksplozji, zaś zakończenie okazuje się być zaskoczeniem... 

Wartą uwagi kompozycją jest z pewnością "People like you". Ospała i nostalgiczna  ballada  z każdym dźwiękiem hipnotyzuje coraz bardziej jak egzotyczna trucizna. Oszczędna gra każdego z muzyków  po raz kolejny udowadnia, że muzyka najbardziej kocha powściągliwość i szanowanie każdego z dźwięków. Fantastyczne synkopy oraz genialny raz kroczący,  raz galopujący  groove, nad którym górują opętane improwizowane partie fortepianu to esencja kolejnej kompozycji  "Beryl Love to dance". Geniusz pianisty Ethana Iversona jest tu wyraźny jak na dłoni. W jednej chwili potrafi niemal zupełnie zmienić swój styl gry. Począwszy od wspomnianych już szaleńczych improwizacji, aż po poszarpane zawiłe tematy.  Wypady w stronę free jazzowego grania to chyba to, co trio The Bad Plus uwielbia najbardziej czego jasnym sygnałem jest właśnie ta kompozycja. 

Krzywdzącym było by nie wspomnieć w tej recenzji o perkusiście Davidzie Kingu, stanowiącym wraz z kontrabasistą Reidem Andersonem solidny fundament każdej kompozycji. pozostawiając na uboczu techniczne aspekty jego gry, którym należy się co najmniej kilkustronicowy artykuł w fachowym czasopiśmie, ja wspomnę tylko o jego nie słychanej "muzycznej czujności" i wyrafinowaniu, czego życzyłbym niejednemu perkusiście o zapędach w stronę cyrkowych, arcytrudnych technicznie sztuczek.

Świetnym zakończeniem albumu jest utwór "Super America", który zostawia słuchacza w bardzo pozytywnym nastroju, a jednocześnie zachęca do odtworzenia płyty po raz kolejny. Rhytm and bluesowa rytmika i chwytliwy temat sprawia, że utwór ten staje się miłym drobiazgiem, a zarazem świetnym, lecz nieco mylącym epilogiem dla tego albumu. 

Ocena 9/10

Carlos Santana- Guitar Heaven

To jedna z tych płyt na którą oczekiwałem z wielkim zaciekawieniem, a zarazem mieszanymi uczuciami. Sama formuła w jakiej został nagrany album to tzw. "pójście na łatwiznę".  Carlos Santana zdążył już nas jednak do tego przyzwyczaić, gdyż jego poprzednie albumu również były pewnego rodzaju kompilacjami piosenek z gościnnym udziałem topowych artystów, które zazwyczaj nie tworzyły spójnego albumu.

Najnowszy  album Carlosa Santany również "dźwigają" zaproszenie goście.  Spośród całej plejady gwiazd moim zdaniem najlepiej zaprezentowali się przedstawiciele młodszego pokolenia czyli  bluesman Jonny Lang  ("I Ain't Superstitious") oraz raper Nas ("Back In Black"). Wielkie nazwiska tym razem okazały się tylko dobrym zabiegiem  marketingowym, gdyż zarówno  Joe Cocker, jaki i Chris Cornell dalecy byli od osiągnięcia szczytu swoich umiejętności. Set lista najnowszego albumu Santany rzeczywiście prezentuje utwory, które powinny znaleźć się w tytułowym gitarowym niebie, jednak po kilkukrotnym przesłuchaniu to wszystko wydaje się tak oczywiste, że jakoś nie chce się do tego wracać. Bo z pełnym szacunkiem dla utworów tj. "Smoke On The Water" czy  "Little Wing",  Santana mógł wykazać chociaż odrobinę więcej chęci i sięgnąć po mniej ograne standardy muzyki rockowej.
 
Album "Guitar Heaven"  to najwyższej jakości produkt o perfekcyjnym brzmieniu, doskonale nagrany i zrealizowany, jednak nie zachwyca mnie niczym świeżym. Santana zrezygnował tutaj ze swojego charakterystycznego gitarowego soundu przez co czasem mam wrażenie, że słucham zupełnie innego gitarzysty grającego rockowe covery. Uważam, że  zdecydowanie lepiej sprawdza się on  ze swoim gitarowym stylem bycia w około latynoskiej stylistyce i zupełnie nie rozumie obranej przez niego drogi. Słuchając tej płyty  nasuwa się pytanie dokąd zmierza Santana i czy nie przekroczył już tej płynnej granicy kiedy z artysty przerodził się w hochsztaplera, który nie zależnie od jakości oferowanej muzyki chce zarobić na niej krocie. 
Ocena: 5/10 

Philip Sayce "Innerevolution"

Współczesny rynek muzyki blues-rockowej  to obecnie największe zagłębie utalentowanych artystów. Jednym z nich jest nieznany mi dotychczas brytyjski gitarzysta Philip Sayce. Pierwsze przesłuchanie jego trzeciego już solowego albumu dało mi do zrozumienia, że nasza znajomość to nie tylko jednorazowe spotkanie. Założenia albumu "Innerevolution" są bardzo jasne i klarowne. To kawał dobrego grania prosto od serca, bez zbędnych udziwnień. Artysta pozostawia innym studyjne  zabiegi służące maksymalnemu wypieszczeniu każdego dźwięku, a w zamian za to serwuje nam gitarowe sprzężenia, analogowe przestery i fuzzy oraz olbrzymią dawkę energii. Sayce postawił  na rockowe trio i jedynie w kilku utworach  pozwala sobie na lekkie ubarwienie swoich kompozycji poprzez poszerzenie  instrumentarium, w myśl zasady czasem mniej dźwięków ma większą wartość niż przeładowane aranże.

Album otwiera surowo brzmiący utwór "Changes". Już od samego początku gitarowy power i mocna sekcja sprawia, że  serce bije mocniej. Do tego zaskakujący dobry  wokal artysty, co daje mi pewność, że  nie zalicza się on do grona gitarzystów śpiewających  z konieczności. Kolejny numer "Scars" rozpoczyna funkowa patia gitary w bardzo hendrixowskim stylu. Faktem jest, że gitarzystom obracającym się w kręgu blues-rocka bardzo ciężko jest dziś uwolnić się od skojarzeń czy to ze wspomnianym już Hendrixem czy też Steve Ray Vaughanem. Lecz Sayce niejednokrotnie udowadnia także, że potrafi zagrać po swojemu.  Wie jak wykręcić ciekawe brzmienia  i w  interesujący sposób  użyć gitarowych efektów.  Jednak generalnie nazwał by go gitarowym konserwatystom, który wierny jest swojemu "straciakowi" i kilku sprawdzonym gitarowym kostkom. 

Jako się rzekło Philip Sayce to gitarzysta który chętnie wędruje w stronę bluesa. Nie ma  tu może klasycznych ciągnących się w nieskończonych 12-taktowych  "blusów", lecz charakterystyczna dla tego gatunku rytmika obecna jest w wielu kompozycjach, Najbardziej słyszalna jest zaś w   "Bitter monday" oraz zamykającym album "Little miss America" z genialną partią organów  Hamonda. Sayce zadbał także o kompozycje, które mają potencjał przebojowy. Pierwsza z nich to "Anymore" z prostą lecz chwytliwą partią fortepianu i wprost powalającym refrenem. Doskonała kompozycja zagrana z właściwym sobie wdziękiem i polotem. Następnym wyróżniający się utwór to  “My Pearl”. Podobne jak poprzednio założenie aranżacyjne i znów interesujące zestawienie fortepianu z  funkowym rytmem utworu. 

Na deser pozostawiam jednak moim zdaniem najbardziej udaną z kompozycji. W "Daydream Tonight" artysta meandruję pomiędzy rockiem i popem.  "Piosenkowa" konwencja, oraz liryczna melodyka jest doskonałym dopełnieniem tego albumu. Philip Sayce pokazuje, że swietnie odnajduje się w wielu gatunkach zarówno jako gitarzysta jak i wokalista. W dodatku w każdym z nich wypada wiarygodnie. To z pewnością kolejny z moich gitarowych faworytów, którego płytę chętnie postawię na półce obok  albumów Jonnego Langa czy Joe Bonamassy. 
Ocena: 10/10

"Chcę być aktorem wszechstronnym"

Zapraszam do przeczytania wywiadu z Arturem Gotzem, który przeprowadziłem dla serwisu internetowego NetFan.pl. Wywiad zatytułowany "Chcę być aktorem wszechstronnym"  znajdziecie na stronach serwisu lub bezpośrednio pod tym linkiem Wywiad AG

Granie zrodziło się z pasji słuchania...

Zapraszam do przeczytania wywiadu z debiutującym na polskiej scenie zespołem Chilitoy, który przeprowadziłem dla serwisu internetowego NetFan.pl. Wywiad zatytułowany "Granie zrodziło się z pasji słuchania..."  znajdziecie na stronach serwisu lub bezpośrednio pod tym linkiem Wywiad Chilitoy







fot. chilitoy.pl