trwa inicjalizacja, prosze czekac...kolczyki naszyjniki

Alicia Keys “The Element Of Freedom”



“The Element Of Freedom” to klasyczny przykład płyty, która ma tyle samo przeciwników co zwolenników, którzy nieustająco przerzucają się rozbieżnymi opiniami na jej temat. Wezmę na siebie trudną rolę mediatora godzącego dwa zwaśnione obozy.
Do analizy tej płyty postanowiłem posłużyć się terminologią matematyczną. Gdyby zrobić graficzny wykres funkcji ilustrujący poziom artystyczno-emocjonalny tej płyty byłyby w nim przedziały w których zanotować można wyraźny spadek względem osi x i y. Jednak znalazłbym i takie w których funkcja zaprzeczyłaby wszelkim do tej pory znanym teoriom. Matematykę zostawmy na boku, wystarczy zapamiętać tylko tyle, że gdy Alicia chce, to naprawdę potrafi. Mimo wielu zarzutów wobec zaprezentowanej tu muzyki, nadal czuć obecność pierwiastka ideału, do którego przyzwyczaiły już nas poprzednie nagrania.
Alicia do tej pory obracała się głównie w stylistyce popowej od czasu do czasu flirtując z sąsiednimi gatunkami, udając się na krótkie wędrówki w stronę jazzu, bluesa czy też R&B. Tym razem jednak sprawa ma się nieco inaczej. Artystka zdecydowała się właściwie na jeden z tych nurtów, mianowicie R&B, zaś wspomnianych inklinacji do innych stylistyk właściwie brak. Efektem jest bardzo syntetyczne brzmienie elektronicznych instrumentów, zaś poza fortepianem próżno szukać tu żywych, akustycznych dźwięków. Często mam wrażenie, że brak jest harmonii w wielu utworach. Spreparowany głos i elektroniczne bębny to trochę za mało, aby muzyka zaczęła żyć własnym życiem. Jednak gdy pojawiają się instrumenty klawiszowe bądź wspomniany fortepian wszystko zaczyna przypominać Alicie Keys z najlepszego okresu, gdy czarowała nas swoim muzycznym wyrafinowaniem. Wokalnie za to jej akcje poszły w górę: wyśpiewuje tu sporo ciekawych melodii o skomplikowanych strukturach, imponując bezbłędną intonacją. Być może fakt, że zdążyłem przyzwyczaić się do jej wokalnego kunsztu sprawia, że już nie robi to takiego wrażenia jak za czasów “Fallin”. Z pewnością niefortunna okazała się być data premiery albumu, kiedy większość pism i portali muzycznych opublikowała już listy najlepszych albumów roku 2009, zaś tę pozycję potraktowali jedynie jako miły dodatek lub pomysł na świąteczny prezent. 8/10

0 komentarze:

Prześlij komentarz