trwa inicjalizacja, prosze czekac...kolczyki naszyjniki

Bill Frisell 858 Quartet- Jazztopad 2009


Po raz kolejny w listopadzie, a właściwe “jazztopadzie” Wrocław stał się europejską stolicą jazzu i to aż na cały miesiąc. Tak jak kiedyś do Nowego Orleanu i Chicago, a dziś Montrealu czy Belgradu ze swoimi koncertami przyjeżdżają największe gwiazdy jazzu, tak tym razem właśnie Wrocław i jego mieszkańcy mogli delektować się najwyższej próby muzyką, serwowaną nam przez wybitnych przedstawicieli rozmaitych nurtów jazzu. Począwszy od free jazzu i awangardy zaprezentowanej przez legendarnego Wayna Shortera, poprzez próby łączenia fusion z muzyką baroku przez skandynawskiego gitarzystę Tyrje Rypdala, skończywszy na folkowo-jazzowym projekcie Billa Frissela 858 Quartet.
Ten właśnie występ uważam za punkt kulminacyjny tegorocznej edycji festiwalu “Jazztopad”. Mimo, iż nie był on imprezą inaugurującą i nie cieszył się takim zainteresowaniem wśród publiczności jak inne punkty tegorocznego programu festiwalowego, to z pewnością emocje jakie wywołał we mnie i większej części publiczności, są i pozostaną nieocenione. Bill Frissel to gitarzysta- wizjoner, od wielu lat cieszący się wielkim szacunkiem wśród fanów i krytyków. To artysta, który staranie waży każdy zagrany przez siebie i swoich współpracowników dźwięk. Tak było i tym razem, Frissel przez większą cześć koncertu pozostawał skupionym na muzyce, nie wywyższającym się “trybem” idealnie współpracującego kwartetu. Nie było tu miejsca na obezwładniającą i częstą nużącą słuchacza wirtuozerię, zaś sam Frissel korzystał z gitary w typowy dla siebie sposób, grając dźwiękowe plamy tworzące podporę harmoniczną dla pozostałych solowych instrumentów. Drugim cichym bohaterem tegoż wieczoru był Hank Roberts, wiolonczelista z niesztampowym podejściem do swojego instrumentu. Smyczek pozostał jedynie dodatkiem pojawiającym się zaledwie w kilku fragmentach kolejnych kompozycji, zaś pozostałe techniki gry były zupełnie świeże i nowatorskie jak na tego typu instrument, jak np walking, typowy dla jazzowych kontrabasistów. Drugim z muzyków grających na instrumencie z rodziny smyczkowych był altowiolista Eyvind Kang. Świetnie spisywał się podając słuchaczowi tematy kolejnych kompozycji granych często unisono wraz z Frisselem. Tak jak pozostali muzycy nie ograniczał się jednak do jednej roli, lecz w każdej kompozycji ukazywał swoją wszechstronność, zarówno w dziedzinie akompaniamentu jak i improwizacji. Bardzo interesujący kontrapunkt dla trzech wymienionych powyżej muzyków stanowił Ron Miles grający na kornecie, jego pięknie brzmiący tematy i improwizacje, krążyły pomiędzy frazami granymi przez pozostałych członków grupy i wręcz idealnie do nich pasowały jak w najbardziej perfekcyjnych bachowskich fugach. Użycie do tego projektu właśnie kornetu o ciepłej, pastelowej barwie sprawiło że zaprezentowana muzyka stała się jeszcze bardziej stonowana i intymna.
Przez cały koncert każdy z muzyków zaprezentował siebie nie tylko jako dobrego rzemieślnika, który w pełnie panuje nad swoim instrumentem, lecz przede wszystkim jako artystę umiejącego słuchać tego co dzieje się dokoła niego oraz umiejętnie bawiącego się dźwiękiem i dynamiką. Bill Frissel po raz kolejny udowodnił nam , że piękno muzyki odnajdujemy przede wszystkim w jej stonowaniu i umiejętnym, powolnym odkrywaniu przed słuchaczem jej tajemnicy.

0 komentarze:

Prześlij komentarz