trwa inicjalizacja, prosze czekac...kolczyki naszyjniki

Jonny Lang "Turn Around"

Jonny Lang  należy  do grona  cudownych dzieci amerykańskiego bluesa. Podobnie jak Derek Trucks czy Kenny Wayne Shepard, Lang swoją przygodę z muzyką rozpoczął bardzo młodo. Jego nieprzeciętne umiejętność i bardzo nietypowy jak na 14 latka głos, dość szybko dostrzegli członkowie Bad Medicine Blues Band, wynikiem czego był  album  "Smokin" wydany pod szyldem  Kid Jonny Lang and the Big Bang. Szybko okazało się, że to "cudowne dziecko",  przeradza się w rzetelnego artystę, który z płyty na płytę coraz pewniej wkracza do grona profesjonalnych i w pełni  świadomych muzyków 


Płyta "Turn Around" jest aktualnie najświeższym dokonaniem  Langa i już po pierwszym przesłuchaniu można mówić o kontynuacji rewelacyjnej formy jaką prezentował na poprzednim albumie. Płytę rozpoczyna kilkunastosekundowe intro na organach hammonda, które płynie przechodzi w genialny  "Bump in the road". Utwór  nieco odbiegający od typowej  bluesowej konwencji,  brzmi  raczej jak singlowe przeboje  Johna Mayera.  Tembr głosu Langa i bluesowy szlif  wyśpiewywanych przez niego fraz dodają mu jednak  rasowości, a całość  mimo, iż dość prosta formalnie i harmonicznie zatyka dech w piersiach.  "One Person at a time" w którym główny temat wokalu otoczony jest ze wszystkich stron efektownymi, bluesowymi gitarowymi zagrywkami napędza album  jeszcze bardziej niż jego poprzednik. Lang  wędruje tym razem w stronę klasycznego blues-rocka. Mocno brzmiąca sekcja, organy hammonda i przesterowane gitary dostarczają wszystkiego co niezbędne dla tej kompozycji. Jednak prawdziwy gitarowy  "drive" czeka na dalej.  "The other side  of the Fence" oparty na soczystym gitarowym riffie potrafi rozpalić sprzęt audio do czerwoności. Lang jawi się tu jako rasowy, doświadczony bluesman, jednak nadal pełny jest młodzieńczej energii, co słychać zarówno w jego śpiewie  jak i gitarowych popisach. 

Tytułowy "Turn Around" w nieparzystym metrum 3/4, rozpoczyna świetna chóralna introdukcja, zaś potem robi się  bardzo bluesowo. I  znowu Lang powala mnie na kolana prowadzeniem wokalnej frazy. Ile w jego głosie radości z muzyki i energii, a przy tym wszystkim obezwładniająca lekkość i swoboda. Do tego wszystkiego dorzućmy  jeszcze świetne gitarowe solo i utwór bliski jest okrzyknięcia go doskonałym. 
"My love Remains" to zupełna zmiana stylistyki. Ballada bliższa  popowej konwencji, uspokaja nastrój płyty i po raz kolejny potwierdza wokalny kunszt  tego młodego artysty. Wciąż wędrująca harmonia utworu sprawia, że mimo nieco słodkawego brzmienia zdecydowanie wyróżniałby się na tle innych kompozycji w owej stylistyce. Kolejny na trackliście  "Thankful" to wycieczka w stronę rythm&bluesa. Do gościnnego występu w tej kompozycji zaproszono samego Michaela McDonalda, który bez problemu odnalazł się w narzuconej  stylistyce.  Świetna interakcja obu artystów czyni z tej kompozycji punkt kulminacyjny albumu. To jedna z tych piosenek, która posiada w sobie magnetyzm  nie pozwalający oderwać się od niej nawet na chwilę. Lang urzeka swoim falsetem, zaś McDonald pełnym, głębokim głosem,  czy potrzeba  nam czegoś więcej...  

Po wyciszonym nastrojowym "Only a man"  znowu pora na gitarowy "ogień." "Don't Stop(For Anything)" rozpoczyna zapętlony gitarowy riff, zaś następnie synkopowany rytm kompozycji gna ją do przodu. To na co warto zwrócić uwagę szczególnie  przy tym utworze to fakt, że Lang nie jest tylko wokalistą  akompaniującym sobie na gitarze. Myślę, że obydwie te rolę odgrywa w świetny sposób. Jego gitarowe partie i solówki są godne podziwu, pełne wyobraźni i feelingu. Słowem, Lang wie, że gra na gitarze nie jest sprintem na sto metrów i nie stawia szybkości ponad prostą rasową frazą. "Anythig Possible" urzeka pulsującym rytmem, świetnym refrenem  i wprost powalającymi chórkami. Słychać, że w przypadku tej płyty myślenie o muzyce to nie tylko świetne kompozycje, ale także ich doskonałe aranże. Postacią odpowiedzialną zarówno za napisanie wszystkich utwór jak i ich produkcję  jest nieoceniony  Drew Ramsey. Jego współpraca z Langiem zaowocowała nagrodą Grammy za recenzowaną płytę  w kategorii najlepszy album rock/gospel.  

Kolejna z kompozycji "Last goodbye"  jest ucieczką  w nieznaną dotąd stylistykę. To jazzowa ballada z delikatnym akompaniamentem akustycznej sekcji i fortepianu w której ku memu zdziwieniu do tej pory bluesowo warczący Lang odnajduję się całkiem nieźle. "On my feet again" to kolejna porcja rasowego rythm&bluesa tym razem z sekcją dętą i  potężnie brzmiącym chórem. Tuż przed finałem jeszcze bluegrassowa ballada w stylu Nickel Creak z gościnnym udziałem Sary Watkins. Na koniec  Lang zostawił nam coś zupełnie wyjątkowego. Kompozycja "It's not over" swoją mocą niszczy wszystko to co stanie  jej na drodze. Gospelowy chór przy każdym swoim pojawieniu, uderza z ogromną energię, zaś Lang wędruje po całym rejestrze swoich wokalnych umiejętności, od dźwięków niskich, aż po przeszywający całe ciało falset.  Tytuł utworu zapowiada i ostrzega przed tym  co wydarzy się w jego codzie. Jam session jaki przygotowali nam muzycy swoją siła  kruszy najgrubsze mury. Wzajemne przekrzykiwanie się gitary Langa z samym sobą oraz resztą muzyków brzmi wybornie, a gdy mamy wrażenie że wszystko dobiegło już końca oni uderzają po raz kolejny dobijając tych którzy jakimś cudem przeżyli pierwszy atak. Cóż za cudowna płyta. 
Ocena: 10/10

1 komentarze:

Rafał pisze...

Witam,
bardzo dobry blog! Będę tu często zaglądać. Zapraszam też na mojego jazzowego bloga http://historiajazzu.blogspot.com
A płytę Jonny'ego Langa rzeczywiście polecam!
Pozdrawiam :)

Prześlij komentarz